środa, 6 sierpnia 2014

"Dziecko śniegu" - Eowyn Ivey

Drobny druczek mówi: 166,6-3,6=163[cm].
Nie potrafiłaby się z tym pogodzić. Objęła się ciasno ramionami, jakby w ten sposób chciała uwięzić w swoim wnętrzu wszystkie możliwości, całą przyszłość i każdą śmierć.


Na dalekiej północy życie nigdy nie należało do najłatwiejszych. Srogie mrozy zimą, a lata  nie najłaskawsze dla rolników nie zachęcały wiele rodzin do osiedlenia. Kogo można znaleźć na Alasce? Samotnych mężczyzn, poszukiwaczy złota, którzy topią się w złudnej nadziei, że staną się bogaci i tych, którzy mieszkają tam już od zawsze. Mimo tego ta wroga kraina przywołuje do siebie dwoje starszych ludzi- małżeństwo spragnione samotności, czasu spędzonego tylko we dwoje. Stawia przed nimi wiele wyzwań i straszy głodem zimą, lecz oni mieszkają w swoim małym, drewnianym domku, z daleka od rodzinnego miasta i zmagają się z nią, coraz bardziej oddalając się od siebie i zamykając we własnych myślach. Jack- o przetrwaniu, łowach, polu, Mabel- o swoim straconym dziecku. Dni mijają, przeradzają się w rok, potem następny, a kobieta zastanawia się, czy gdyby poszła nad rzekę ludzie mówiliby, że nie zdawała sobie sprawy z kruchości lodu...?
Pewnego dnia, w czasie pierwszego śniegu postanawiają zrobić bałwanka. Wycinają jej piękną, delikatną buźkę, dają niebieski szal i rękawiczki, tworząc śniegową dziewczynkę. Niczym w starej, rosyjskiej baśni, czytanej małej Mabel...
Wczesnym rankiem Jack wychodzi z domku zaczerpnąć odrobiny mroźnego powietrza. Kątem oka widzi ruch i niebieskawo-żółtą plamę między drzewami. Ignoruje to- jest już starszym człowiekiem, wzrok płata mu figle, lecz rankiem odnajduje martwego, zamarzniętego królika na progu drzwi, a niewiele dni później znów widzi dziewczynkę w niebieskim płaszczyku...
Świeży śnieg pokrywający ziemię błyszczał srebrzyście w blasku księżyca. Widział zarys stodoły i rosnących za nią drzew. Na krawędzi lasu ponownie coś zamigotało. Rozbłysk bladoniebieskiego światła (...). Dziewczynka. Biegnąca skrajem lasu.
Książka ta to raczej smutna powieść, lecz- tak samo jak życie- ma też wiele wesołych, rozczulających oraz miłych fragmentów. Wszystkie rodzaje są ze sobą pomieszane, czasem w jednym zdaniu miałam ochotę się zasmucić i ucieszyć, jedno po drugim czy nawet razem. Jeszcze w trakcie zimy przeczytałam pierwsze kilka stron historii u koleżanki, niedawno widząc ją na półce w księgarni przypomniałam sobie o niej i o Mabel. Jak najbardziej nie żałuję, choć jest to już nieco trudniejsza i dojrzalsza książka. Warto przy niej troszkę pomyśleć nad tym, czym tak właściwie jest życie? Czym strata?
Jedynym błędem (tak tak, tu piszę, że świetna, tu wytykam błąd, ale cóż) było to, że choć akcja książki rozgrywa się kilka lat po I Wojnie Światowej, bohaterom zdarzało się czasem użyć zwrotu typowo współczesnego i potocznego. Poza tym spokojnie można było przenieść się do świata mroźnej Alaski i dwóch starszych ludzi, przeżywając wraz z nimi wzloty i upadki życia...
Ocena 9/10
PS: Nadal feel free do wytykania błędów ;).

4 komentarze:

  1. Droga M. muszę się skusić na ową książkę. Wydaje mi się bliska... bo może trochę rosyjska ;) zapraszam na mojego bloga kilkakamieni.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już dawno słyszałam o tej książce, myślę, że przeczytam :) Ale może to lektura na zimowe wieczory, nostalgiczna, melancholijna....

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda na smutną i baśniową, a takie opowieści zawsze przypadają mi do gustu. :) Fajnie, że o niej napisałaś, sama mogłabym przeoczyć!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dostałam ją zimą na urodziny i tak sobie leży, czeka na kolejną zimę:D

    OdpowiedzUsuń